Kontakt z galerią
od poniedziałku do piątku od 10:00 do 17:00
Pełne dane kontaktowe
14dni na zwrot
darmowa
dostawa
Promocja
Filtrowanie
Kategoria/technikanie wybrano
Tematykanie wybrano
Obrazy na prezentnie wybrano
Cenanie wybrano
Szerokośćnie wybrano
Wysokośćnie wybrano
Kolor obrazunie wybrano
Kierunki w sztucenie wybrano
Sortowaniedomyślnie
wyczyść filtry
Filtruj
Zobacz kategorie

Pod Patronatem Gallerystore: O nowych technologiach, sprzedaży dzieł przez internet, projekcie wystawy w Jönköping, a także o tym dlaczego nazywanie siebie artystą jest niebezpiecznie w rozmowie dla Gallerystore opowiada Natalia Rozmus.

Napisałaś, że nazywanie siebie artystką to dość niebezpieczne słowo - dlaczego?

Natalia Rozmus: Bardzo mądry człowiek powiedział mi kiedyś, że artyści są w cyrku. Nie uważam aby było to obraźliwe ale zderzenia z takimi stwierdzeniami zawsze skłaniają do refleksji. Mówi się, że artyści mogą wszystko. A ja jestem osobą, która woli bardziej ścisłe określenia i pewne zamknięcie w ramy. Jestem świadoma swoich wyborów i decyzji. Podjęcie i ukończenie dwóch kierunków studiów magisterskich świadczy o zapracowaniu na miano projektanta i malarza. Spełniam się w tym co robię – projektuję i maluję. Z żadnej z tych dróg nie chcę zrezygnować. Wręcz przeciwnie – świadomie je ze sobą łączę – co aktualnie jest tematem mojej pracy doktorskiej. Każdy może nazwać siebie artystą i ja nie mam nic przeciwko. To słowo ma jednak wiele znaczeń i zmienne oblicze. Dlatego osobiście - wystarczy mi tytuł, na który zapracowałam.

W projekcie „Wystawa w Jönköping” bezpośrednio opisujesz proces, który musi przebyć artysta zanim sprzeda swoje prace - myślisz, że to jest zjawisko typowo polskie, czy raczej dotyczy artystów niezależnie od miejsca zamieszkania?

N.R: Myślę, że jest to problem globalny aczkolwiek odnoszę wrażenie, że w naszym kraju poprzeczka postawiona jest wyjątkowo wysoko. Wydaje mi się, że dopiero powoli dojrzewamy do chęci otaczania się “ładnymi” przedmiotami ale to także wiąże się z zarobkami. W Polsce niestety nie każdy może sobie pozwolić na zakup obrazu, choć możliwości jest coraz więcej. Oczywiście jest jeszcze ta druga strona medalu, o której wspominam w moim projekcie na stronie Wspieram Kulturę, czyli reprezentacja przez galerię sztuki. Niestety do tej pory zderzyłam się z typowo komercyjnym podejściem: “jeśli uda nam się sprzedać kilka Pani prac – to możemy pomyśleć o wystawie” lub “mamy już grono artystów, którzy dobrze się sprzedają i nie chcemy tej grupy powiększać”. Być może jeszcze nie natrafiłam na odpowiednie osoby lub po prostu moje malarstwo nie jest aż tak godne uwagi. Ale ja tak szybko się nie poddaję. Walczę i przyznaję – nie jest łatwo. Nikt nie wierzy w to ile wkładam pracy i czasu na autopromocję. Zaprojektowałam własne logo, stempel autorski, ręcznie wykonałam pieczątkę. Do tego zaprojektowane przeze mnie i ręcznie wykonane opakowanie płyty promocyjnej, na której zamieściłam zmontowany [również samodzielnie] film z moim malarstwem. Pocztówka z obrazem oraz listy rekomendacyjne, cały ten zestaw [w języku angielskim] spakowany do zaprojektowanej koperty i w ilości stu egzemplarzy rozesłany do galerii europejskich. Otrzymałam tylko dwa maile zwrotne, które pozytywnie komentowały mój nakład pracy i życzyły mi powodzenia....
To tylko jeden z przykładów moich działań. Wciąż rozwijam nowe pomysły i każdy kolejny obraz jest wynikiem poprzednich przemyśleń. Dlatego będę dalej walczyć, bo niestety bez publiczności realizacja dalszych planów może stać się niemożliwa.

Jak według Ciebie internet wpływa na odbiór dzieł sztuki?

N.R: Myślę, że przekroczyliśmy pewną barierę i sztuka została ściągnięta z piedestału. To bardzo dobre zjawisko, ale w takich sytuacjach każdy kij ma dwa końce. Obejrzenie “obrazka” w internecie nie pokaże nam jego faktury, zapachu... Odbiera nam doświadczenie miejsca galerii czy muzeum, które jest tak cenne w smakowaniu sztuki. Z drugiej strony świat elektroniki otwiera całkiem nowe możliwości i doświadczenia odmiennego rodzaju. W zasadzie każde dzieło możemy obejrzeć np. w niezwykłym powiększeniu, gdzie ogląd “Mona Lisy” przez tłum chińczyków z aparatami graniczy z cudem! Ale tych doświadczeń nikt nie może nam odebrać i moim zdaniem zawsze trzeba korzystać z danych nam możliwości czerpania z wielu źródeł, od nas zależy na które się zdecydujemy.

Czy w dobie nowych technologii artyście jest łatwiej sprzedać swoje prace czy wręcz przeciwnie?

N.R: To podchwytliwe pytanie! Wydawałoby się, że oczywiście “tak”. Prawda jednak leży gdzieś pośrodku. Powiedziałabym, że nowe media pozwalają nam na szerszą reklamę i dotarcie do większej ilości odbiorców. To jednak powoduje znaczne powiększenie grona zabiegających o sprzedaż. Smutne jest to, że w sieci pojawia się także wiele obiektów wątpliwej jakości, co nawiązuje do stwierdzenia, że artystą teraz może być każdy. Trzeba być więc pewnym swoich działań i nieustannie szukać sposobów na autopromocję.

Teraz zbierasz pieniądze na realizację, jak napisałaś, kolejnego z Twoich marzeń. Czy masz już plany na następne działania?

N.R: Oczywiście. Marzenia trzeba mieć zawsze i to takie z najwyższej półki! Moje skromne życzenie to bezproblemowa wystawa w polskiej galerii. Udowodniłam sobie, że warto mieć odwagę i nie bać się prosić o pomoc. Tak było ze szwedzką Galerią Dymlingen gdzie odważyłam się zaprezentować portfolio, które wywołało dyskusję. Wzbudzenie emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, to dobra rzecz! Nie sądziłam, że wywołanie dyskusji w Polsce może być tak trudne. Nie mogę też ciągle narzekać, jednak do tej pory trafiłam na wielu bardzo życzliwych ludzi i dzięki nim dalej funkcjonuję jako malarka. Ale spotkałam się też ze stwierdzeniem, że ktoś woli zapłacić więcej i mieć w domu obraz Andrzeja Okińczyca ponieważ jest znany. Nie podciął mi skrzydeł nawet fakt, że przy zaliczeniu końcoworocznym z malarstwa na pierwszym roku studiów projektowych profesor wyrzucił mój indeks przez okno. Wyszłam na patio uczelni i przyniosłam go z powrotem. To był mój jedyny dostateczny w ciągu 10 lat studiów, które ukończyłam z wyróżnieniem.
Nie mam konkretnych planów na następne wystawy. W mojej pracowni wciąż widać kolejne etapy pracy. Być może ten wywiad otworzy nowe możliwości, a ja chętnie podejmuję każde wyzwanie.


Rozmawiała: Agnieszka Gonczar


Wiecej o projekcie wystawy w Jönköping --->

Galeria prac artystki --->