Kontakt z galerią
od poniedziałku do piątku od 10:00 do 17:00
Pełne dane kontaktowe
14dni na zwrot
darmowa
dostawa
Promocja
Filtrowanie
Kategoria/technikanie wybrano
Tematykanie wybrano
Obrazy na prezentnie wybrano
Cenanie wybrano
Szerokośćnie wybrano
Wysokośćnie wybrano
Kolor obrazunie wybrano
Kierunki w sztucenie wybrano
Sortowaniedomyślnie
wyczyść filtry
Filtruj
Zobacz kategorie

Imagine

Dziś, gdy świat pęka i nie wiadomo czy za chwilę nie runie, 2019 rok wydaje się bardzo odległy...

W tamtym czasie, Natalia Rozmus-Esparza odbywa podróż do Stanów Zjednoczonych, do Chicago, Nowego Yorku, Las Vegas, Kalifornii. W ciągu sześciu tygodni, oprócz metropolii, zobaczy Wielki Kanion, Wodospad Yosemite, Big Sur, być może też westernową, Monuments Valley. Trasę między Chicago i LA, wytyczoną słynną Drogą 66 ze skansenami stacji benzynowych i motelami wyjętymi wprost z planu „Psychozy”, pokonuje się samolotem. Jednak kult żółtej linii w arizońskim bezkresie sprawi, że jazda autem okaże się niezbędnym etapem przygody.

Nasycenie światłem, innym niebem, widokiem tworów człowieka i natury, znajdzie ujście w serii kilkudziesięciu obrazów, które będzie można skonfrontować w jednym miejscu, w poznańskiej Vinci Art Gallery.

Kolekcja zwraca uwagę różnorodnością formatów starannie dobieranych do tematu. Podkreślają osobiste odczucia Autorki i nastrój towarzyszący zdarzeniom, a raczej ich wspomnieniom. Pejzaże wydają się bowiem dalekie, melancholijne, nieco fantastyczne, oddzielone skroploną szybą, poza którą majaczą kolory, kształty na moment wynurzające się konkretnym zarysem. Odnosi się wrażenie, że amerykańskie obrazy postrzegane są z dystansu.

Plaża z charakterystycznym domkiem dla ratowników, wskazuje konkretne umiejscowienie. Feeria punktów, odprysków farby, muśnięć pędzla wyraża gwar słonecznego popołudnia. Podobną aurę odnajduję w wizjach francuskich impresjonistów i puentylistów, mógł jej doświadczać Gustaw von Aschenbach w finałowej scenie filmu Viscontiego. Wszak jedna z plaż Los Angeles nazywa się Venice Beach...
Kalifornijski sunset, piosenka Gino Vannelli, palmy, obietnica Elizjum. Czerwony most niknie w wirującym złocie. I naraz Alcatraz, mroczne jak wyspa umarłych. Ciemne strugi farby strzegą budowli niczym cyprysy.

Za chwilę jesteśmy w głębi lądu, w Wielkim Kanionie. Ostatnie promienie rozpalają krawędzie rozpadlin. Błękitne cienie zapowiadają rychły koniec spektaklu, ujętego w panoramiczny, kinowy kadr. Malarstwo przekazuje to, czego nie oddaje fotografia. Nie widać szczegółów, zerodowanych zboczy, charakterystycznej faktury skał. Ważniejszy jest zachwyt, chłonięcie widoku. Kolor na płótnie oddycha, jest lekki, sprawia, że prastary płaskowyż rozpływa się jak obłok. Mrok pierwszego planu przypomina jednak, że zbliża się noc i trzeba wycofać się w bezpieczne miejsce.

Brooklyn Bridge atakuje laserową wiązką. Kosmiczno-mistyczna wizja oddaje moment przekraczania wiszącego mostu, gdy stalowe promienie układają się w niebosiężny szpaler. Oko wnika w sieć prostych wyznaczających perspektywę głębi. Obraz najpełniej ujawnia architektoniczną pasję Autorki, nawiązując zarazem do twórczości Waldemara Świerzego.

W chicagowskim i manhattańskim rozdziale, obfitującym w ujęcia z poziomu ulic - naw niebosiężnych city, z uchwyconymi w szczelinach postaciami kolosów, endemicznym gatunkiem taksówek czy podniebnym widokiem na Central Park, uwagę przyciągają dwa obrazy.
Dotyczą niedawno powstałych obiektów, stacji dworca Santiago Calatravy i chicagowskiej Cloud Gate. Ościane skrzydło dworcowej hali ujęte jest tak, że tworzy abstrakcyjny układ linii utrzymany w chłodnej tonacji. Błękitny cień nie istniejących już wież ujawnia muzyczne, pastelowe tony.
Z kolei bajkowy owal pod księżycem staje się malarską fantasmagorią. Odbita w nim panorama wydaje się paszczą płynącego ku nam wieloryba. Oba, jakże odmienne w całej serii obrazy, uwalniają nas od jednoznacznych skojarzeń, podobnie jak obiekty, których dotyczą.

Imagine, takim tytułem Autorka opatrzyła amerykańską kolekcję. Nie pytam o genezę. Może odnosi się do pieśni Johna Lennona, który zginął w bramie manhattańskiego apartamentowca i którego gwiazda jest gdzieś w bocznej alei Hollywood? Może jest fantazją na temat amerykańskich symboli, jej emblematów utrwalonych w światowej kulturze? Natalia zresztą nie szuka jakiejś „innej” Ameryki, nie idzie za podróżniczą modą penetrując oddalone, mało popularne miejsca. Podąża utartym, obowiązkowym szlakiem. Relacja, którą zdaje nie jest do końca reportażem, raczej dziennikiem, osobistą refleksją, konfrontacją rzeczywistości z wyobrażeniami, a przy okazji sprawdzianem malarskiej kondycji.
Statua Wolności staje się naraz szachową figurką, a Fearless nie wydaje się już dziewczynką. Jej zamaszysta postać, w ujęciu Natalii, mogłaby wieńczyć paryską fontannę, (kształt głowy sugerować może frygijską, przekrzywioną czapkę).

Miękkie plamy, które niegdyś ożywiały fasady Petry, opisują teraz hollywoodzkie wzniesienia, urwiste skały, przywołujące abakany płomienne mamutowce. Prostokątnymi smugami wspinają się wzdłuż wielkomiejskich stelaży rozpisanych na barwnym tle. Rozcieńczony pigment spływa swobodnie po płótnach, noszących ślady szwów. Towarzyszą mu mgławice punkcików, które raz są substancją świetlną, wodną kaskadą, innym razem wielokolorowym tłumem wiwatującym na Times Square. Ślady pędzla kładzione gęsto i laserunkowo kształtują osobistą wizję, interpretację niewyobrażalnych amerykańskich przestrzeni, rozpiętych horyzontalnie i wzwyż.

Natalia po raz kolejny zaprasza w podróż, która ma dla mnie wymiar duchowy, artystyczny, ale też edukacyjny. Oglądam obrazy, czytam o miejscach, których dotyczą, łączę wątki, punkty na mapie. Jednocześnie nie mogę uwolnić się od doniesień medialnych, które atakują ze wszystkich stron i które wydają się nieprawdopodobne, bardziej nawet niż mityczna Ameryka, której obraz dopełnił się o osobistą, poruszającą, wielce inspirującą relację.


Natalia Wegner
6 marca 2022